Pozory mylą 2: Martyn I

– Zwolnij, pani! – wykrzyknął. Wiatr zagłuszał jego słowa.
Czasami miał ochotę dać tej dziewczynie porządnego klapsa. Nie żeby jej nie lubił. Po prostu to mogłoby wbić jej trochę rozumu do głowy i przestałaby niepotrzebnie ryzykować życie, tak jak teraz, gdy gnała galopem po leśnej ścieżce. Jej kara klacz przeskakiwała nad rowami, jakby miała skrzydła.
Lady Stark zniknęła z widoku. Przyspieszył. Serce Martyna waliło. Jeśli coś jej się stanie, obedrą go ze skóry. Pognał w dół zbocza, nigdzie nie dostrzegł nawet cienia obecności dziewczyny, zdawała się rozpłynąć w powietrza. Zatrzymał się i nasłuchiwał. Żadnego stukotu kopyt, łamania gałęzi, skrzeku wystraszonych ptaków, wzbijających się do lotu. Całkowita cisza z wyjątkiem huczenia wiatru. Westchnął.
Przyjrzał się uważnie ścieżce, próbując dostrzec ślady kopyt. Zmrużył oczy i podjął trop. Trochę do przodu, następnie w lewo i prosto aż do szerszego strumienia. Zbyt szeroki, aby skoczyć, zbyt głęboki, aby przejść. Musiała skręcić. Dostrzegł trop w prawo. Ruszył powoli, uważając, aby go nie zgubić. Czuł się, jakby tropił zwierzę, a nie szlachetnie urodzoną damę.
W końcu ujrzał całkiem niespodziewany widok. Klacz spokojnie pląsała po ściółce, niespięta. Zirytował się. Nie sądził, że również da się na to nabrać jak pozostali strażnicy. Zaczerwienił się, upokorzony. Lady mogła zeskoczyć w dowolnym momencie i wspiąć się na drzewo, tam nie dostrzegłby nawet drobnego śladu, gdy przeskoczyła na kolejne jak wiewiórka – poza końskimi nie widział innych odcisków.
Spojrzał spode łba na Bantis. Zawsze zastanawiał się, jak to się działo, że nawet gdy Lyanna porzuciła konia, ten nadal biegł, trzymają się kursu, po czym zawsze znajdował ją, gdy chciała wracać. Gdy kiedyś zapytał, stwierdziła tylko:
– Nie uwierzysz, Mar. Nikt nie wierzy.
Więcej nie dopytywał, chociaż ciekawość zżerała go od środka. Dziewczyna rzadko robiła się tajemnicza, chyba że chciała się zabawić, ale tym razem nie zdradziła mu nawet wskazówki.
Przywiązał oba konie do drzewa i czekał. Będzie musiała do niego przyjść. Usiadł na ziemi. Chociaż w takim gąszczu nie było śniegu, który pokrywał ziemię w zamku niczym cukier i tak mroziło mu tyłek. Południowe ubrania…
Ciepłe Krainy Burzy stanowiły początkowo przyjemną odskocznię od północnej zimy, ale po dłuższym czasie miał dość. Brakowało mu pięknego białego puchu, sięgającego do pasa, grubych futer i ulgi po powrocie do zamku. A nade wszystko tęsknił za żoną, Paula została sama z dziesięcioletnim synem. Jory lepił teraz śniegowe ludki z Vayonem Poolem, a on czekał na wpół dziką szlachciankę pod drzewem cytrynowym, marznąc mimo temperatury godnej północnego lata.
Sekundy stawały się minutami, minuty godzinami, a Lyanna Stark nadal nie wracała. Przez głowę Martyna przebiegały setki scen, w których mogła zginąć lub doznać trwałego uszczerbku. A jeśli ktoś ją zaatakował? Porwał, zabił, zgwałcił? A może zgubiła się w tej dzikiej puszczy i nigdy jej nie znajdą? Jeśli panienka nie wróci, powieszą go. Albo odeślą na służbę do Dreadfort. Nie wiedział, co gorsze.
Gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem, czyli wyjątkowo późno, bowiem tutejsze dni ciągnęły się bez końca i trwały kilka godzin dłużej, Bantis stanęła dęba i szarpnęła się. Nim zareagował, aby ją uspokoić, sama stanęła zwyczajnie i spojrzała na niego zdezorientowanymi oczami. Niebo przybierało coraz ciemniejszą barwę, jaskrawa czerwień mieszała się z pięknym fioletem, a chmury przypominały owcze futro. Obserwował je przez zasłonę z cienkich gałązek aż w końcu usłyszał kroki.
Odwrócił się i zamarł. Poruszała się tak cicho, że usłyszał ją dopiero tuż przy sobie, gdy odwiązywała konia. Ciemnobrązowe włosy jak zawsze rozwiewał wiatr, tworząc dziką plątaninę, a szary strój zlewał ją z półmrokiem otoczenia. Uśmiechała się pogodnie, głaszcząc konia.
– Dlaczego zgodziłem się z tobą jechać? – wymamrotał Martyn.
– Bo mnie uwielbiasz – odparła bezczelnie. – Wracamy? – Mimo pytającego tonu wiedział, że nie ma nic do gadania.
Wskoczyła na Bantis i czekała aż on sam wdrapie się na konia. Czuł się nieswojo, w porównaniu do niej poruszał się strasznie niezgrabnie. Ruszyli, tym razem kłusem. Musiał przyznać, że lady Lyanna to wspaniały jeździec, na północy tylko Domeric Bolton jej dorównywał, a równie dobrej kobiety nie znalazłby nigdzie w Westeros. Sprawiała wrażenie, jakby stanowiła całość z koniem. Włosy opadały jej na twarz, a mimo to wiedziała, jak się zachować na drodze, nie oślepiało jej to w żaden sposób, jakby dzieliła oczy klaczy. Westchnął. Ludzie mieli rację, była istnym centaurem.
Księżyc był już wysoko na niebie, gdy dotarli do Amberly. Zamek zdawał się jedynie cieniem w tej ciemności. Oddali konie służbie, Lyanna zaś wróciła do pokoi. Martyn miał jednak inny zamiar, chociaż żołądek skręcało mu z obrzydzenia. Postanowił powiedzieć lordowi Harroldowi o zachowaniu jego podopiecznej.
Zastał go w gabinecie razem z lady Brandą. Kobieta natychmiast spuściła wzrok. Była tak niepodobna do innych północnych kobiet, brakowało jej dzikiej iskry, zastąpionej przez irytującą nieśmiałość. Jak dwie siostry mogły się tak różnić?
Pomyślał o lady Lyarrze, władczej, ale nie wyniosłej, silnej, pełnej życia i ambitnej, równie zapracowanej co mąż, zarazem kochającej w stosunku do dzieci i wrogiej wobec osób wzbudzających jej niezadowolenie, czasami zimnej, czasem gorącej, zmiennej w zależności od sytuacji. Taka kobieta wzbudzała prawdziwy szacunek. Branda wydawała się nędznym cieniem.
– Mój lordzie – rzekł Martyn. – Liczę, że nie przeszkadzam.
– Nie, nie – odparł Harrold znudzonym głosem, jakby wyrwany z drzemki. – W czym mogę pomóc?
– Chciałem porozmawiać o lady Lyannie, wydaje się nierozsądnie niesforna. Uciekła mi dzisiaj na cały dzień, porzucając konia. Czy mógłbyś z nią porozmawiać, lordzie? Może to odniosłoby skutek.
– Tak, tak… – odparł, ziewają władca Amberly. – Branda z nią jutro porozmawia.
– Oczywiście, mój miły – wymamrotała kobieta, zakładając za ucho niesforny, brązowy loczek.
Martyn poczuł gwałtowny przypływ gniewu. Lord Rickard zaufał temu człowiekowi, że wychowa Lyannę na porządną damę, a okazało się, że nawet nie zainteresował się jej bezpieczeństwem. Postanowił, że jeśli taka sytuacja się powtórzy, napisze do Winterfell.
– Coś jeszcze?
– Nie, mój lordzie.
Wyszedł, zaciskając zęby. Lord Rogers zdawał się lekceważyć wszystko, zawsze wyglądał, jakby właśnie zasypiał, jego brat też nie był lepszy, całe dnie spędzał na piciu z grubą żoną. Przynajmniej młode pokolenie dawało nadzieję na lepszy czas dla Amberly, Dana stanowiła idealny przykład damy, Rosanna urokiem mogłaby konkurować z Lyanną, a przy tym potrafiła się zachować, Talia za to, chociaż fatalnym zrządzeniem losu wzięła sobie za wzór Lyannę, miała mnóstwo energii w stosunku do obowiązków, Elvyr natomiast poza przyjemnym usposobieniem i talentem do miecza, już pomagał zarządcy przy prowadzeniu zamku i uczył się rządzić.
Pomyślał o własnym synu. Jego jasne włosy ściemniały z wiekiem, a podłużną twarz zawsze zdobił uśmiech, gdy rozmawiali. Paula w ostatnim liście martwiła się, że chłopiec coraz częściej ma kwaśną minę, odkąd Martyn wyjechał. Tęsknił.
Zobaczą się ponownie przed upływem roku, kiedy lady wróci do Winterfell. Poćwiczą szermierkę, pochwali jego postępy, przytuli go, powie, że już przy nim jest. Listy nie oddawały prawdy, jakby syn nie chciał go zasmucać. Martwiło go to.
Minął Talię i Elvyra, byli zbyt zajęci przekomarzaniem, aby go zauważyć. Może to tego brakowało Jory’emu? Rodzeństwa? Przyjaciele nie mogą zastąpić rodziny, pamiętał jak sam cenił Rodricka. Paula jednak nie mogła mieć więcej dzieci, poród i tak niemal ją zabił…
Martyn zerknął na ostatni list syna i zmiął go, przymykając ze zrezygnowaniem oczy.

Komentarze

  1. *Przeczytałam póki co tylko dwa rozdziały, więc nie odpowiadam za swoje - ewentualne - głupie pytania.*
    Wpadłam tu przypadkiem, a jako że nie miałam jeszcze okazji czytać żadnego ff do serii martinowskiej, to z ciekawości zerknęłam. I muszę przyznać, że bardzo przypadł mi do gustu twój styl. Nie ma tutaj zbędnych opisów, jest konkretnie. Wygląda na to, że masz wszystko przemyślane.
    A teraz trochę mniej ogólnikami. Naprawdę nie tak wyobrażałam sobie relacje młodziutkiej Cersei i Rhaegara. Zaskoczyłaś mnie tym pomysłem z komplementowaniem, choć najbardziej w tym rozdziale urzekły mnie opisy Conningtona. Wzmianka o jego marnej elegancji + subtelne podkreślenie jego orientacji.
    Mała Cersei też wyszła zaskakująco dobrze, mieszanka damy i zarozumiałej nastolatki. Doceniam wzmiankę o mowie ciała, skojarzyła mi się z Sansą i jej „uprzejmość jest zbroją damy”. A Tywin ze swoją surowością na deser i obietnicą zamążpójścia to świetne zamknięcie rozdziału. Cieszę się, że każdy w tym rozdziale był, że tak to ujmę, sobą, a nie jakąś marną karykaturą swych kanonicznych odpowiedników.
    Co się tyczy rozdziału Martyna - tutaj jak najbardziej miałaś większe pole do popisu, pisząc o postaciach jedynie wspomnianych. Biedny Martyn, co on ma z tą Lyanną. Nic dziwnego, że Nedowi przypominała ją Arya. Z ciekawości spytam, o ile wolno o takie mini-spoilery, czy planujesz opisać jej (Lyanny) przygodę jako rycerza roześmianego drzewa?
    A co do samego bohatera - przyznam, że na początku nie ogarnęłam, kim on tak właściwie jest i uważałam go za twojego OC. Dopiero wzmianka o małym Jorym i Rodriku. Książki czytałam kilka lat temu i nie pamiętam już takich szczegółów, ale chyba najwyższy czas sobie odświeżyć pamięć. Dobra, już trochę za dużo pierdolę od rzeczy - sam Martyn wyszedł na obowiązkowego i cierpliwego, podoba mi się tak kreacja. Złość na lorda, że nie dba o swoją podopieczną oraz tęsknota za synkiem to póki co dość informacji jak na jeden rozdział. Zwrócę uwagę na pewien, zastanawiający mnie szczegół. Mianowicie Martyn czekał na Lyannę pod drzewem cytrynowym. Czy one nie rosną tylko w Dorne? Nie mam pewności, tak samo jak nie wiem (za leniwa, by sprawdzić) gdzie dokładnie leżą tereny tego całego lorda Harrolda.
    Trafiło się również kilka literówek i gdzieś brak przecinka. Mogę to wypisać, jeśli chcesz poprawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupich pytań nie zauważyłam!
      Po polsku nie ma zbyt wiele prac na ten temat, ja znalazłam tylko kilka dobrych.
      Cieszę się, że podoba Ci się mój styl. Sama często zastanawiam się, czy tych opisów nie jest zbyt mało, ale też nie chcę ich wpychać na siłę, aby nie spowalniały akcji. Chociaż w czwartym i (nieopublikowanym) piątym rozdziale zdarza mi się ich całkiem sporo. To zależy od sytuacji.
      Historia jest całkiem nieźle przemyślana, przynajmniej w porównaniu do moich starszych prac, ale nie dość zadowalająco. Robię co mogę, planuję szczegółowo na kilkadziesiąt rozdziałów do przodu, ale nadal widzę, że nie wszystkie wątki są dobrze zrealizowane.
      Szczerze, ja też sobie tego tak nie wyobrażałam. Ale przy rozpisywaniu pierwotnego planu uznałam, że czemu nie? Przecież Cersei też nie urodziła się kompletnym potworem, to życie ją zniszczyło. Zainspirowała mnie też Sansa, porównanie jej z pierwszej i ostatniej książki. To zupełnie inna osoba, podobna do Cersei. „Mieszanka damy i zarozumiałej nastolatki” – cieszę się, że udało mi się to oddać w tekście.
      Conningoton jest wyjątkowo przyjemną do opisywania postacią z perspektywy Cersei. Ona ma tak inny od mojego pogląd na świat, a zarazem też pewnie nie przepadałaby za Conningtonem, więc zastanawiałam się, co ją mogłoby w nim irytować. I tak jakoś wyszło.
      Mam ten problem, że zaskakująco często ustawiam na końcu rozdziału ważną, poważną rozmowę z nieprzyjemną postacią. Staram się nad tym pracować, ale zaskakująco często i tak coś takiego wychodzi.
      Dziękuję! Te karykatury zawsze najbardziej mnie irytują. Robienie z Cersei zwykłej, płytkiej, zarozumiałej, brzydkiej, głupiej damy przyprawia mnie w niektórych tworach o dreszcze. Oczywiście nie była dobrą postacią, zaślepiał ją gniew, odbierający całą inteligencję, ale to Cersei Lannister, a nie typowa zła bohaterka ze „Szkoły”.
      Przygodę Rycerza Roześmianego Drzewa opiszę dosyć wzmiankowo i niedosłownie, dałoby się ją zinterpretować na kilka sposobów. Ale to w dalekiej przyszłości!
      O Martynie też zapomniałam, nie martw się! Po prostu wyszukiwałam sobie strażników Starków na AWoIaF Westeros i znalazłam go. Postanowiłam dodać do tego trochę Jory'ego (w Grze o Tron była wzmianka, że ma wiecznie kwaśną minę).
      Martyn to jeden z moich ulubieńców jeśli chodzi o postacie.
      Amberly jest położone w Deszczowym Lesie na południu Krain Burzy, po drugiej stronie Morza Dornijskiego. Oba brzegi są całkiem różne ze względu na okoliczne sztormy i wiatry, jednak myślę, że w tych okolicach cytrynowe drzewo nikogo by nie dziwiło. Chociaż moja wiedza geograficzna jest na przerażająco niskim poziomie, więc mogę się mylić.
      Jeśli masz trochę zbędnego czasu, możesz wypisać. Na pewno wszystko poprawię.
      Pozdrawiam serdecznie!
      A.

      Usuń
    2. Ja jakoś osobiście nie szukałam żadnych, a jak wpadłam na jedno to uciekłam po pierwszym akapicie xD. Tym bardziej miłe zaskoczenie, że weszłam do ciebie.
      Powiem szczerze, że dla mnie taki właśnie styl pasuje do ff o Pieśniach Lodu i Ognia. No i nie uważam, aby - jak mówisz - wpychanie na siłę opisów miało podnieść jakość tekstu. I właśnie - niektóre sceny do życia potrzebują dialogów, inne opisów, zależnie czy trzeba stworzyć napięcie czy intrygę.
      Nie martw się, ja jestem z tych czytelników, co strasznie lubią zadawać pytanka, więc jeśli coś zgrzytnie, będę bić w dzwony xD.
      O, Sansa z tego krótkiego rozdziału, promującego Wichry naprawdę zrobiła na mnie wrażenie. I właśnie, Cersei może zawsze była pyszna i niekiedy okrutna, ale to świat ją zepsuł.
      Powiem ci, że rozmowa z Tywinem najbardziej mi się spodobała. On brzmi, jak brzmieć powinien. Surowy, poważny i inteligentny. Nawet w rozmowie z młodą córką.
      Właśnie tak! Dlatego wpierw powinno się zrozumieć postać, a dopiero potem o niej pisać. Nic mnie ta nie boli jak gwałt na kanonie.
      Kurcze, właśnie do mnie dotarło, że aby ten cały Roześmiany Rycerz zaistniał, Rhaegar wpierw musi ożenić się z Ellią... Dobra, w każdym razie czekam na ten wątek.
      Ahaha, Joryego ogólnie dobrze pamiętam, bo w serialu całkiem niezła z niego dupa XD Ale w książkach kojarzę go głównie z Aryą Wszędobylską.
      Powiem ci, że Martyn póki co wygląda mi na bardzo sympatycznego.
      A, to nie było pytania. Ja po prostu nie wiedziałam, gdzie dokładnie w Krainach Burzy ta włość leży, ale jak tak blisko Dorne to faktycznie - cytrynowe drzewka mają rację bytu.

      Usuń
    3. Cersei:
      „Odkąd przybyła na dwór mężczyzna okazywał jej jawną wrogość, szczególnie w obecności Rhaegara” po „mężczyzna” przecinek, aby oddzielić czasowniki
      „(…) ale w końcu to jedna ze służek zwróciła jej uwagę na wzrok jakim ten człowiek obdarza księcia.” przecinek przed „jakim”, to samo co wyżej
      „Rhaegar, jej srebrnych książę (…)” srebrny*
      „Mimo skupienia na rozmowie, pokierował już tuż przed Rhaegara Targaryena (...)” chyba powinno być „ją” zamiast „już”, ale może po prostu jestem ziemniakiem
      „Gdy to powiedziała położył dłonie na jej talii” przecinek przed „położył”, również oddzielając czasowniki
      „Dziękuje, mój książę” dziękuję*
      „Rozejrzała się i rzeczywiście ujrzała wpatrzone w siebie setki par oczu, niektórzy kryli się lepiej inni gorzej” przecinek przed „inni”
      „Wypiła trochę, rozmawiając z księciem na niezbyt zobowiązujące tematy aż w końcu kwadrans po odejściu Rhaelli (…)” przecinek przed „aż”
      Mam jeszcze jedną uwagę odnośnie odpowiedzi Cersei na pytanie, czy jest nienaruszona. Czy nie powinna odpowiedzieć twierdząco? „Tak, jestem nienaruszona”. „Nie” oznacza, że nie jest.

      Martyn:
      „(…) przestałaby niepotrzebnie ryzykować życie tak jak teraz, gdy gnała galopem po leśnej ścieżce” przecinek przed „tak”, aby oddzielić całe wtrącenie
      „Więcej ni dopytywał, chociaż ciekawość zżerała go od środka” nie*
      „A nade wszystko tęskniła za żoną (…)” tęsknił*
      „Martyn miał jednak inny zamiar, chociaż żołądek skręcało mu z obrzydzenia” tutaj bez błędu, ale zastanawiam się, dlaczego właśnie z obrzydzenia?

      Usuń
    4. Co do kanonu: przykro mi, ale moja historia się go zupełnie nie trzyma. O ile postacie staram się oddać z całego serca, a historia i kultura Westeros jest tak cudowna, że nawet nie chcę zbyt wiele dodawać od siebie (ewentualnie wyszukuję jakieś szczegóły z powieści i staram się to uwzględnić), fabuła to zupełnie inna bajka. Zmieniłam historię zaręczyn Rhaegara: on sam wybierze narzeczoną właśnie na Turnieju (co z każdym dniem uważam za coraz bardziej tandetne i zastanawiam się nad całkowitym przepisaniu całej fabuły…). Ale Rycerz i tak się pojawi.
      Martyn wyszedł mi dosyć spontanicznie, po prostu zastanawiałam się, jak zacząć opowiadać o Lyannie, jednocześnie nie dając jej głosu do obrony. Więc wstawiłam takiego Martyna.
      Bardzo dziękuję za to wypisanie błędów. W większości przypadków nie mam nic do powiedzenia. Te przecinki to wstyd, bo niby znam te zasady i gdybym czytała to zdanie napisane przez kogoś innego zaczęłabym gwałtownie protestować.
      Niektóre literówki to takie ciąg myślowy podczas układania zdania.
      Nie, to ja jestem ziemniakiem.
      Brak ogonka w „[ja] dziękuje” też zawsze uważam za jeden z najbardziej oczywistych i niezrozumiałych błędów. A potem coś takiego w własnym tekście…
      Po takim czasie, nie pamiętam nawet, o co mi w tym chodziło. Może po prostu o gwałtowny protest? Ani „tak”, ani „nie” mi tutaj nie pasują. „Oczywiście!” jest zbyt długie i wyszukane w tym kontekście?
      Jeśli chodzi o obrzydzenie Martyna, to wynika ono po części z tej wyuczonej od chłopięcych lat niechęci do „skarżypyt” oraz samej osoby Harrolda Rogersa. To taki trochę Mace Tyrell + Lolys Stokeworth połączony z moim najgorszym nauczycielem od historii i nielubianym krewnym. Mimo to całkiem podoba mi się Harry. W tych kilku momentach, gdy faktycznie występuje. Branda w czwartym rozdziale wypada dosyć słabo i sztywno (znaczy miało być sztywno, tylko wyszło za bardzo), ale póki nie znajdę odpowiedniej inspiracji do poprawienia jej, musi tak zostać. Postaram się dalej opisywać ją trochę lepiej.
      Nie umiem odpisywać na komentarze ani pisać własnych. Przepraszam! Po prostu bez rozpisanego planu ciężko mi się pisze składnie, a też jestem zbyt leniwa na robienie takowego do zwykłego komentarza.
      Zastanawia mnie, czy będziesz czytać też Balladę Visenyi (która z balladą nie ma w sumie nic wspólnego, ale taki tytuł wyglądał ładnie). To moja pierwsza praca tego typu w czasie teraźniejszym i nie wiem, jak poszło. Boję się czasami na nią patrzeć, aby przypadkiem nie doprowadzić do załamania psychicznego.
      Nawet nie wiesz, jak miło jest czytać taki długi komentarz. Od razu wraca ta ochota do pisania i można odłożyć wszystko, byleby tylko dalej planować i pisać dalej. No, głównie planować, bo niestety, chociaż mam pierwsze 20 rozdziałów i ostatnie 20 rozdziałów, to brakuje mi całego środka, gdzie ważne wątki będą się powoli rozwijać, pośród mnóstwa pomniejszych, które całkowicie rozwiną się w tym fragmencie (chociaż zastanawiam się, czy tego nie pociąć po prostu na trzy tomy).
      Znowu rozpisuję się nie na temat. Może zamiast tego wrócę do moich notatek (bo za poprawianie na tym gracie nie chce mi się dzisiaj brać…).
      Pozdrawiam serdecznie!
      A_lionne

      Usuń
    5. A, to spokojnie. Jeśli o kanon chodzi to ja przede wszystkim kładę nacisk na dobre odwzorowanie postaci, bo nic mnie tak nie boli jak ich kaleczenie. Alternatywy mi nie straszne, pod warunkiem, że robione z głową.
      Czy ja wiem? Na papierze tandetnie nie brzmi. Wydaje mi się, że pasuje przez wzgląd na pychę Targaryenów. Zwłaszcza Szalonego Króla, dlaczego nie mieliby się tym pochwalić przed taką publiką? Okazja będzie doskonała.
      Co do błędów: ZNAM. Mam dokładnie to samo. Po prostu sama czytając po raz enty swoje bazgroły, już zwyczajnie nie zauważam literówek itd. Zawsze czegoś gdzieś zabraknie, a tutaj właściwie była ich garstka.
      Hm… a może zwykłe „jestem!”?
      Ooo, widzę tutaj niezłą kombinację xD. Póki co nie zabrałam się za czwórkę i jeszcze chwilę nie wezmę, więc się tutaj wstrzymam z wypowiadaniem.
      Dobrze ci idzie! xD Najważniejsze, że nie ma błędów, reszta mi nie przeszkadza. Zresztą ja sama piszę chaotycznie, więc co będę innych oceniać.
      Póki co mam na celowniku „pozory mylą”, ale pewnie zerknę i na balladę, jeśli chcesz.
      A właśnie, że wiem! Dlatego zawsze sram jak najwięcej, bo po prostu uczciwie wypada jak się weszło i przeczytało całość. A co do cięcia - to dobry pomysł, jeśli masz jakiś dobry podział rozdziałów. Bo jak nie - to w sumie nie ma co na siłę dzielić.
      Powodzonka w planowaniu!

      Usuń
    6. Zastanawia mnie to pozwolenie na samodzielne wybranie żony. W sumie Aerys po traumie w Duskendale mógłby po prostu przestać się interesować sprawami królestwa… Może jeśli odpowiednio go przedstawię to ujdzie. Samo ogłoszenie na turnieju brzmi bardzo targaryeńsko.
      „Jestem” jest dosyć słabe, a chodziło mi o silną, gwałtowną wypowiedź. Może to „oczywiście” faktycznie zostawię…
      Lubię tego typu kombinacje. Czasami wychodzą przypadkiem, a czasem w ramach ćwiczenia losuję sobie kilka postaci i zastanawiam się jak można połączyć ich cechy w jednej osobie. Zdarza się, że wyjdzie coś fajnego i później to wykorzystuję. Jako ciekawostkę dodam, że Lyanna to Arya + jedna znajoma + Rainbow Dash z My Little Pony, a do tego odrobina własnej inwencji.
      W tych czasach ciężko o dobrego, komentującego czytelnika, więc chciałabym, żebyś przeczytała wszystko i została do końca Pozorów (a będą naprawdę długie, pierwsza część co najmniej 60 rozdziałów, jeśli jej nie podzielę, dalej nie mam szczegółowego planu, jedynie zarys).
      Mi za to często się nie chce skomentować. Potem mam wyrzuty sumienia, więc z raz w miesiącu przeglądam wszystko, co ostatnio czytałam, te najlepsze sobie odświeżam i starannie komentuję/
      Pierwszy tom dzieli się na trzy takie główne części, ale nie wiem czy one bez siebie mają jakikolwiek sens. Może najpierw napiszę ciągiem, a gdy wszystko skończę i wezmę się za porządne poprawki to spojrzę na to trochę obiektywniej. Póki co samego tekstu nie ma i tylko martwię się zamiast go pisać.
      I jednak nie zrobiłam tych poprawek, nie wzięłam się ani za pisanie, ani planowanie. Zamiast tego postanowiłam zacząć grać w Wiedźmina. Na gracie, więc zanim zdążyłam zapisać, wyłączyło mi się. A potem grałam jeszcze raz i zacięło się w czasie walki z magiem. [Dlaczego o tym piszę? Może powinnam to wykasować… A w sumie zostawię!].
      Pozdrawiam serdecznie i powodzonka w czytaniu!

      Usuń
    7. A możesz odświeżyć mi pamięć, bo nie pamiętam jaki był konkretny powód wyboru Elię Martel?
      Twoja wola, dla mnie ważne, aby zapewniała, że jest nienaruszona, a nie nie jest xD.
      Ahaha, to faktycznie mieszanka wybuchowa. Muszę spróbować tej metody, może też wyjdzie coś ciekawego.
      W każdym czasach o niego ciężko, tak samo jak ciężko o dobre opko. Dwa gatunki na wymarciu po prostu.
      Myślę, że tak będzie najlepiej. Z doświadczenia wiem, że jak się nie ma pewności co do czego, to rzadko wychodzi zadowalająco. Lepiej się wstrzymaj.
      Ooo, ja bym już wywaliła laptopa przez okno XD. Choć w wiedźmina i tak gra tylko dla gwinta.

      Usuń
    8. Przez przypadek odpowiedziałam nie tutaj.
      Wydaje mi się, że chodziło o najbliższy stopień pokrewieństwa z Targaryenami z pośród wszystkich wielkich domów. Rhaegar nie miał siostry, a wyprawa Steffona Baratheona do Lys/Volatnis (już nie pamiętam) nie powiodła się. Dziewczyn z Baratheonów nie było, a wcześniej ostatnią kobietą z Targaryenów, która wyszła za kogoś niespokrewnionego była Daenerys (siostra Daerona II), oddana Maronowi Martellowi, aby przyłączyć Dorne do Siedmiu Królestw. Świat Lodu i Ognia to świetna podkładka pod laptopa, dość duży, aby się nie przegrzewał i wyjątkowo przydatny.
      Mam wrażenie, że o dobre opko troszkę łatwiej. Przynajmniej jeśli wie się, gdzie i jak szukać. Blogspot jest akurat najlepszą pod tym względem platformą. Na Wattpadzie ludzie tylko wciskają, a na Archive of Our Own poziom komentowania nie jest zbyt wysoki.
      Tak czy inaczej, należy zadbać o równowagę w przyrodzie i komentować za całą blogosferę. Kiedyś miałam do tego więcej energii. Ale od roku nie mam już siły.
      Niestety nie mam pewności do niczego. A jak mam, okazuje się, że wyszło beznadziejnie. Ah…
      Dobra, poprawki zrobię dzisiaj, bo laptop wyjątkowo okazuje się posłuszny. Trzeba korzystać!

      Usuń
    9. <<„Odkąd przybyła na dwór mężczyzna okazywał jej jawną wrogość, szczególnie w obecności Rhaegara” po „mężczyzna” przecinek, aby oddzielić czasowniki>> A nie będzie tutaj przed?

      Wszystko już poprawiłam. W weekend zaczynam też współpracę z betą, więc w najbliższych czasie spędzę sporo czasu na poprawkach. Może nawet uzupełnię spis treści? Zawsze zapominam. I przydałoby się ruszyć też trochę do przodu z piątką.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Serena Stark 1.2

Śmierć, która dzieli; śmierć, która łączy

Pozory mylą 10: Staruszka I