Pozory mylą 10: Staruszka I


Późno i krótko. Przykro mi. Miesiąc obsuwy to trochę wstyd, w dodatku niewiele ponad tysiąc słów. Przynajmniej macie wyjaśnienie, dlaczego wpierw Arthur zostawia Rhaegara w Summerhall, a potem Lyanna przybywa i go nie ma. Przyznaję – wcześniej pomyliłam kolejność w dokumencie z planem. Ale wyszło na dobre, bo trochę zmodyfikowałam całość.

Po raz pierwszy zjawił się przed laty jeszcze jako dziecko. Wysoki, przystojny, chociaż nieco przygarbiony i chuderlawy chłopak przypominał swego dziadka. Jednak to podobieństwo do kogoś innego uderzyło ją w brzuch niczym solidne kopnięcie. Upadła na kolana, nie mogąc wycharczeć ani słowa, oczy piekły od powstrzymywanych łez.

Te fioletowe oczy… błyszczące w dziwny, nieco maniakalny sposób. Szeroko otwarte i otoczone gęstym wianuszkiem kobiecych rzęs. Te delikatne rysy godne smaje Dziewicy i spojrzenie, które zamiast spoglądać na dno duszy człowieka, omijało go bez zainteresowania, a skupiało się na celu odległym i niegoścignionym.

Przez lata nic się nie zmienił. Przy oczach nie pojawiła się ani jedna radosna zmarszczka, którą dzieliłby z jej ukochanym, jednak rękawy wypełniły się, a barki wznosiły się dumniej z nowodnalezioną siłą. Przypominał tym drugiego brata swego dziadka, tego który zmarł jako pierwszy.
– Wspaniale cię widzieć, ciociu Jenny.
Zamarła. I skrzywiła się. Niewielu ludzi z tą dworską manierą przeciągania sylab mogołoby się zwrócić do niej szczerze takimi słowami. Pamiętała te wszystkie żmije, które z pogardą kpiły jej prosto w twarz, obrzucając wyszukanymi zwrotami. A ona nie umiała odpowiedzieć. Czuła się wręcz jak dziecko na dworze. Aż w końcu jedyną obroną stało się udawanie wariatki. To przynajmniej płoszyło część panien.
– Nie jestem Jenny – odparła. – Nie tańczę już z duchami.
– Szukałem cię w Summerhall. – Melodyjny głos odziedziczył po matce.
To dalekosiężne spojrzenie peszyło ją. Jakby nie mówił do niej, a do siebie, niczym bóg napawający się swym dziełem. Jedynym celem świadka było dokumentowanie każdej sekundy, ruchu, słowa – cenionego wyżej niż złoto.
– Opuściłam je. Niewiele czasu mi zostało, nie spędzę go z duchami. I tak niedługo do nich dołączę. Muszę pożegnać się ze światem.
Skinął głowy, jakby dokładnie rozważając każde słowo, a jednocześnie myśląc o podnioślejszym celu. Nie po raz pierwszy pomyślała, że ta rodzina była jedyna w swoim rodzaju. I to niekoniecznie było dobrą cechą.
– Twoja rada byłaby niezbędna w erze, która nadchodzi. Czuję, że to się zbliża. Wkrótce nadejdzie Książę Obiecany, a wraz z nim Długa Noc – odparł.
Jenny pokręciła głową.
– Na co ci rada pokręconej staruchy? Och, mój książę. Ja nie mam w sobie żadnej mądrości. Chcesz pomocy, to proś Dzieci Lasu. – Westchnęła przeciąle. – Cztery dni drogi na zachód od Harrenhal stało kiedy wzgórze, raczej stoi też nadal. Ten, na jego szczycie rośnie Drzewo Serce. Być może znajdziesz moją starą przyjaciółkę. W sumie jedyną, jakby tak pomyślęc. – Skrzywiła się, przypominając sobie Ritę Stokeworth, którą kiedyś uważała za bliską, a okazała się kolejnym wężem. – A być może nie znajdziesz. Nie wiem. Możesz też płynąć na Wyspę Twarzy, chociaż nie wiem, czy będziesz tam chcianym gościem. Raczej takim, jakim ja byłam w zamku. Więc lepiej pomódl się z brzegu jeziora… Nie mam pojęcia, czy ktoś słucha. Ale spróbować chyba warto, co nie?
Skinął głową. Pewnie młodzian wysłucha każdej rady, byle tylko udowodnić sobie, że nie popadł w szaleństwo równe jego ojcu. Jenny sama nie była pewna. Ta obsesja – poszukiwanie przyszłości, prawdy, za wszelką cenę wypełnienie przyszłości, ocalenie świata… Cieszyła się, że nie dożyje chwili, gdy z tego coś wyniknie.
– Ech, dość gadania. Zaśpiewaj mi. I błagam, tylko nie o mnie. Może Niedźwiedź i dziewica cud? Od dawna nie słyszałam tej przyśpiewki.  I Żony Dornijczyka też. Trzeba przyznać, że to trochę lepsza piosnka. Niedźwiedź jest trochę przydługi. Ale po paru kuflach ale nagle robi się ciekawy. Sam rozumiesz. Zaśpiewaj obie. Masz może coś do picia?
Miał wodę. Odmówiła z najszczerszą pogardą. Wodę to i ona miała. Skrzywiła się. Niedawno zwinęła przejezdnemu spory bukłak mocnego wina. Zdecydowała, że przyszedł czas go wychłeptać.
Chłopak miał dobry głos. Musiała przyznać. Wzruszający. Mógłby śpiewać cokolwiek, a dziewice i tak by płakały. Mógłby być nikim i by za nim biegały. Ach, ta rodzina. Okropność. On, jej mąż, wszyscy ich krewni. Paskudni w pewien sposób. Wzbudzający paskudne uczucia. Przyjemne również. Ale wolała się skupić na paskudnych. Jakoś robiło jej się raźniej. No, może to bardziej dzięki napojowi. Ale nie przejęła się.

Jestem dziewica piękna jak cud,
nie tańczę z bestią, co je miód!
Je miód! Je miód!
Nie tańczę z bestią, co je miód!

Próżna panna. Czy brak szlachetnego wychowania był powodem do odrzucenia kogos? Przecież on nie miał na to wpływu! Myśli te wkrótce zmieniły się w rozpaczliwe: „dlaczego prawdziwa miłość zabija?”. Przypomniała sobie swego dobrego ojca, który zaciągnął ją z mężem na pole trupów i powiedział:
– Oto, co uczyniliście swą głupotą. Macie krew każdego z nich na rękach.
Zaniosła się płaczem, i wówczas wśród gnijących ciał, i słuchając Niedźwiedzia i Dziewicy Cud śpiewanej przez boga dla uciechy jej własnego ucha.

Chciałam rycerza, dobrze wiesz!
Nie dla mnie niedźwiedź, kudłaty zwierz!

Pieniądze i wychowanie ważniejsze od miłości… Czy żona króla musi być damą? Dlaczego? Czyż nie wszyscy oni byli poddanymi Żelaznego Tronu?

Piszcząc wzdychała dziewica cud
Niedźwiedziu mój, śpiewała, tyś słodki jak miód!
I poszli na zachód albo wschód, niedźwiedź i dziewica cud.

Łkała dalej, gdy książę skończył. Wystarczy tylko spojrzeć głębiej, a dostrzeże się pod połatanym odzieniem z tanich materiałów i kiepskimi manierami ducha godnego królowej. Miłosiernego, ciepłego…
Otarła twarz rękawem i machnęła ręką. Przynajmniej Żona Dornijczyka powinna poprawić jej humor. Przecież to była taka zabawna piosenka! A jednak żałość zasłoniła nawet to. Może powinna wrócić do swoich duchów? Jedynie w tym szaleńczym tańcu pośród ruin odnajdywała zapomnienie.

Kiedy leżał na ziemi, mrok go zewsząd otaczał,
czuł, że krew mu już język zalewa.
Bracia przy nim uklękli, odmówili modlitwę,
a on zaśmiał się w głos i zaśpiewał:

„Bracia, ach bracia, moje dni są skończone,
życie zabrał mi Dornijczyk szalony,
Ale to nic nie szkodzi, wszyscy umrzeć musimy,
a jam poznał smak jego żony!”

Czy kobieta była tego warta? Tego ryzyka i tego morderstwa? Czyż mój słodki nie jest tą żoną Dornijczyka? Piękny jak wiosna, jego pocałunki jak słońce gorące… Ale rodzina jego narzeczonej odebrała mi… może nie życie, ale szczęście z pewnością. Dotyk miecza Dornijczyka odebał życia tysiącom. A przelana krew była jego piosenką. „Nasza jest furia” powiedział barczysty mężczyzna na polu, gdzie zasiał śmierć.
Och, nigdy nie powinna była godzić się na ten ślub. Jej szczęście nie było tyle warte. Ale wówczas myślała, że każdy ma prawo do miłości… Jakaż głupia była. Niedźwiedź, kochanka mężatki. Tymi postaciami powinna stać się w pieśniach, nie zaś tajemniczą pięknością z buszu.
Rozerwała szatę, dobrała się paznokciami do nóg. Drapała, a krew spływała. Mało krwi. Nie tyle, ile była dłużna. Zapłakała głośno i nieco szaleńczo.

Dobra Matko, siło kobiet,
pomóż córkom przetrwać trwogę,
ugaś gniew i ucisz furię,
wskaż nam wszystkim lepszą drogę.

Tę pieśń słyszała tylko parę razy, gdy zaciągnięto ją do tych ochydnych septów, gdzie bogowie mieli wartość mniejszą niż złoto na ich pomnikach. Ale śpiewana czystym głosem pośród drzew, nabrała magii i siły.
Rankiem młodzieniec opuścił ją i udał się do Summerhall. Do duchów. Ona nie potrzebowała już tańca z nimi.
– Dobra Matko, siło kobiet… – nuciła budząc się, jedząc i zasypiając. – Ugaś gniew i ucisz furię… Wskaż mi w końcu jakąś drogę…

Komentarze

  1. Cześć!
    Odpisałam na Twój komentarz poprzez e-maila, którego podałaś. Czekam na odpowiedź!
    Pozdrawiam, For

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, to ponownie ja, ocena Pieśni Lodu i Ognia pojawiła się już na WS. ;)

      Usuń
    2. Napisałam wyjątkowo chaotyczny i nieskładny komentarz. Za parę dni możesz liczyć na składniejsze podsumowanie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Śmierć, która dzieli; śmierć, która łączy

Pozory mylą 9: Lyanna II