Pozory mylą 1: Cersei I


EDIT: 03.12.19 W rozdziale wprowadziłam poprawki po ocenie z WS. Dziękuję, Forfeit! Fabuła nie uległa zmianie, jedynie dodałam trochę więcej reakcji Cersei, i poprawiłam błędy.

Nigdzie indziej niż na dworze nie czuła się tak bardzo na miejscu, wspaniale odnajdywała się wśród intryg, kłamstw i przepychu. Żadna kobieta nie mogła się z nią równać. Nawet królowa z wiekiem straciła urodę i uśmiech. Lannisterowie nie ulegali tak łatwo.
Sięgając po kieliszek posłała wujowi Gerionowi lekki uśmiech. Mrugnął, płynnie odbijając partnerkę Lucerysowi Velaryonowi. Starszy nad okrętami skrzywił się, wpadając w pulchne dłonie Lollys Stokeworth. Idiotka zdawała się nie przejmować, że wino, które rozlała godzinę wcześniej nadal plami jej sukienkę. Czy tak trudno było wyjść i się przebrać, aby nie krzywdzić oczu postronnych?
Cersei westchnęła i wróciła do przepiórki w cytrynach. Gdy tylko poczuła pierwszy kęs, jej podniebienie zamrowiło z rozkoszy. Nowy królewski kucharz sprawował się zdecydowanie lepiej od poprzedniego. Może powinna poprosić lorda Tywina, aby przeniósł go do Casterly Rock? Taki talent nie mógł zostać zabity jak jego czterech poprzedników.
– Spójrz, Viserysie, jak lady Cersei pięknie je – powiedziała królowa Rhaella. Jej głos zdawał się z dnia na dzień cichnąć coraz bardziej. Niewiele brakowało, aby już całkiem zamilkła. – Powinieneś wziąć z niej przykład, kochany. Spróbuj naśladować jej ruchy! – Uśmiechnęła się lekko, prostując ramiona dziecka. – Nie, nie, nie… To nóż do masła, do bażanta powinieneś użyć tego…
Chłopczyk skrzywił się, ale rzeczywiście zaczął obserwować dziewczynę. Wyprostował się, przesuwając lekko łokcie. Mimo pełnych gracji ruchów typowych dla potomków Valyrii, cały czas widać było niedociągnięcia. Często za bardzo się pochylał lub unosił łokcie, albo mylił sztućce. Cersei kiwnęła mu głową z zachęcającym uśmiechem, gdy w końcu udało mu się przybrać idealną imitację jej postawy.
Jego proste włosy spięto, a złota ozdoba, którą się do tego posłużono, pięknie kontrastowała się ze srebrnymi puklami. Zaczął jeść, mając się na baczności przy każdym ruchu, czym zasłużył sobie na komplement królowej. Fioletowe oczy wpatrywały się w skupieniu w talerz, a blade dłonie poruszały się wolno i hipnotyzująco.
Był zaledwie trzy lata młodszy od Tyriona, a już urzekał pięknem, stanowiąc całkowite przeciwieństwo dla obmierzłego karła, który wiecznie potykał się o zdeformowane nogi a twarzą mógł straszyć małe dzieci.
Zacisnęła pięść na nożu i przymknęła oczy. Hańba rodu Lannisterów, która zabiła jej matkę. Do dziś nie rozumiała, dlaczego ojciec pozwolił mu kalać Casterly Rock istnieniem. Mógłby powiedzieć, że dziecko urodziło się martwe. Nikt nie przejąłby się trupem brzydkiego dziecka na ulicy Lannisportu.
Rozluźniła palce i dyskretnie rozejrzała się, czy ktoś nie zauważył tego przejawu słabości. Dama nie mogła okazywać zdenerwowania. Na całe szczęście główny stół niemal całkiem opustoszał za wyjątkiem zajętej Viserysem królowej i Wielkiego Maestera Pycelle’a, który nie widział świata poza nadziewanym indykiem. Prawie wywróciła oczami.
Służąca dolewała właśnie wina, gdy na Cersei ujrzała zbliżającego się do głównego stołu wpatrzonego w nią mężczyznę. Wzniosła oczy ku pokrytemu mozaiką sufitowi. Czym sobie zasłużyła?
– Moja pani, czy zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i ze mną zatańczyć? – zapytał Jon Connington, młody lord Gryfiego Gniazda.
Miała ochotę odmówić. Odkąd przybyła na dwór, mężczyzna okazywał jej jawną wrogość, szczególnie w obecności Rhaegara. Trochę zajęło zrozumienie, dlaczego, ale w końcu to jedna ze służek zwróciła uwagę na wzrok, jakim ten człowiek obdarza księcia. Pełen bezgranicznego oddania i pożądania. Pełen miłości.
Uśmiechnęła się.
– Z przyjemnością.
Nie mogła go winić. Kto nie zakochałby się w kimś takim? Jedno wspomnienie długich, zręcznych palców na harfie, melancholicznego, żałobnego piękna, rysów godnych samych bogów i oczu o intensywnej barwie ametystów sprawiało, że miękły jej kolana.
Nigdy nie widziała, żeby książę interesował się dziewczętami, ale także nie wykazywał żadnego zainteresowania mężczyznami. Wątpiła, aby Connington stanowił dla niej poważne zagrożenie, a za jego pomocą mogła zbliżyć się do otoczenia dziedzica tronu.
– Czy raczysz mi wybaczyć, wasza lordowska mość, jeśli zapytam, skąd ta nagła zmiana w twoim postępowaniu? – zapytała, gdy stanęli już na parkiecie, spleceni w niewielkiej odległości.
Błękitne oczy powędrowały w stronę jej twarzy. Zarumienił się, a w kontraście z rudymi włosami i brodą przypominał przy tym pomidora. Poprawił rękę na jej talii, zagryzając wargę.
Ciotka Genna zawsze powtarzała jej, że mowa ciała może powiedzieć znacznie więcej niż słowa dworzan, a wielu, szczególnie mężczyźni, było niewprawnych w posługiwaniu się nią. W takich chwilach coraz bardziej doceniała tę radę i siebie za posłuszeństwo.
– Chciałem prosić cię o wybaczenie, lady Cersei. Moje zachowanie wobec twojej osoby było skandaliczne. Proszę, abyśmy zaczęli od nowa.
Nienawidziła sposobu w jaki młody lord się wysławiał. Niezmiernie irytowała ją ta nędzna próba podrobienia dworskiej galanterii. Ciężko było uwierzyć, że miała do czynienia z prawdziwym szlachcicem, a nie prostaczkiem w jedwabiach.
– Raduje mnie nasze pojednanie, oczywiście wybaczam – rzekła wolno, uśmiechając się.
– Doprawdy, masz najpiękniejszy uśmiech na sali, zdaje się rozjaśniać cały pałac…
Zaledwie kilka miesięcy temu książę Rhaegar powiedział do niej dokładnie to samo w obecności Conningtona, chociaż użył piękniejszych słów. Wówczas wywołało to u niej dreszcze i cały dzień szczerzyła się, jednak w ustach lorda Jona brzmiało to pretensjonalnie, nudno i oklepanie.
– Pochlebiasz mi, lordzie – odparła słodko, spuszczając wzrok, jakby zawstydzona, chociaż w rzeczywistości dusiła grymas.
Czego on pragnął? Dlaczego przepraszał? Na dworze nikt nie robił niczego bezinteresownie. Ujrzała, że mężczyzna zerka w bok, również zwrócił tam spojrzenie, jednak dyskretniej. Rhaegar, jej srebrny książę, jedyny smok wśród Targaryenów, skinął szybko głową zza pleców jakiejś damy.
A więc to jego inicjatywa! Dlaczego pragnął, aby Jon Connington ją przeprosił? Czyżby chciał, aby jego przyszła żona i jeden z jego najlepszych przyjaciół dobrze się dogadywali? To miało sens, jednak wcześniej nie wydawał się tym specjalnie zainteresowany. Aż tak dobrze ukrywał uczucia?
Zamyślona ledwo zarejestrowała, że zmieniła partnera. Barton Stokeworth przez cały taniec wychwalał jej urodę, a ona grzecznie przytakiwała i dziękowała, starając się nie krzywić, gdy mylił kroki.
Następny był Myles Mooton, który rozbawił ją ciętym komentarzem na temat Laeny Velaryon. Axell Florent próbował się podlizywać, prawiąc komplementy o lordzie Tywinie, wuj Gerion opowiedział jej zabawną historyjkę o swoim poprzedniku, przy której musiała zagryźć policzki, aby powstrzymać wybuch śmiechu, a Illyn Payne pozostał milczący jak przystało na człowieka bez języka. W końcu trafiła przed oblicze ojca.
– Nie obracasz się w zachwycającym towarzystwie – stwierdził. Jego twarz mogłaby równie dobrze być wykonana z kamienia. – Ani razu nie widziałem cię dzisiaj przy księciu.
Zarumieniła się. To nie jej wina, że trafiła na takich partnerów!
– Przyjdź później do mojego gabinetu – nakazał. – Nie przed godziną wilka oczywiście, ale też nie rankiem. Wyjdź mniej więcej wtedy, kiedy królowa Rhaella. Ewentualnie godzinę później, jeżeli nasi towarzysze będą jeszcze wówczas trzymać się na nogach.
Skinęła głową i natychmiast zdumiała się przemyślnością ojca. Mimo skupienia na rozmowie, pokierował już tuż przed Rhaegara Targaryena, który jak zwykle promieniał tym niebiańskim smutkiem, a jego nieludzko piękna twarz przypomniała jej stare pieśni. Wszyscy ci idealni, przystojni książęta powinni wyglądać właśnie tak.
– Czy zechcesz zatańczyć, lady Cersei? – zapytał.
– Z chęcią. – Gdy to powiedziała, położył dłonie na jej talii.
Poczuła mrowienie w tych miejscach, a jej serce biło gwałtownie. Przy nim czuła się lepiej niż przy Jaimem, swoim bliźniaku, swojej drugiej połowie. Przerażało i fascynowało ją to uczucie.
– Prezentujesz się olśniewająco. Zdajesz się być słońcem wśród świec na tej sali, żadne dodatki nie są w stanie zastąpić naturalnej urody – rzekł, a kąciki jego ust nieznacznie uniosły się ku górze.
– Dziękuję, mój książę – odparła spokojnie, chociaż czuła, że się rumieni. – Ty również pięknie się prezentujesz, kolory twego rodu wspaniale podkreślają valyriański typ urody.
Uśmiechnął się z zamyśleniem, ale skinął głową.
– Zaszczycisz swoją obecnością jutrzejszy podwieczorek u Jej Miłości, mój książę?
– Niestety nie mogę, wyjeżdżam do Summerhall. Żałuję, że nie mogę spędzić więcej czasu z tobą, moją matką i jej damami…
Pragnęła go przytulić i pocieszyć, autentyczny żal w jego głosie łamał jej serce. Nim zdążyła wymyślić jakąś odpowiedź, zmienił temat:
– Powinnaś częściej nosić szmaragdy. Rubiny są piękne, ale nic więcej nie niosą, szmaragdy podkreślają twoje oczy, a przecież to właśnie one pokazują prawdziwe oblicze człowieka – stwierdził.
Uśmiechnęła się. Obiecała sobie, że wyrzuci wszystkie inne klejnoty.
– Ty jednak zawsze nosisz rubiny, nie ametysty – zauważyła.
Uniósł brew i zerknął w dół. Na guzikach faktycznie miał szkarłatny kamień.
– Chwilę wcześniej twierdziłaś, że te kolory mi pasują – odparł.
– A czy zaprzeczam teraz?
Uśmiechnął się i pomyślała, że dla tego widoku mogłaby nawet odrzucić Jaimego.
– Księciu Smoczej Skały nie wypada nosić innych barw niż rodowe, nawet jeśli bym tego bardzo pragnął. Zazdroszczę czasami Viserysowi tych kolorowych strojów.
Zachichotała.
– Mówił ci ktoś, że pięknie wyglądasz, gdy masz dobry humor? – spytał Rhaegar.
Takiego zdania mogłaby się spodziewać po byle rycerzu bez włości, a nie księciu zaczytującym się całymi dniami w valyriańskiej poezji. Wydęła usta. Za tym musiało czaić się coś więcej.
– Dzisiaj? Tylko Axell Florent, stryj Gerion, Jon Connington, Myles Mooton, trzy moje służki i dwóch strażników… – wyliczyła. – Wydaje mi się, że kogoś pominęłam, ale raczej sobie nie przypomnę…
– Więc nie powtórzę tak mało oryginalnego komplementu. Ile razy słyszałaś, że pięknie tańczysz? – W jego oczach błyszczała niewielka iskra.
– Trzy.
– Cóż, ludzie często się powtarzają, prawda? – Uniósł brew. – Niewątpliwie mają jednak rację. Twój szczery uśmiech ogrzewa tak, jakby nadeszło lato i sprawia, że cały świat staje się żywszy i przyjemniejszy, gdy niknie, wydaje się, że słońce chowa się za chmurami, a wszystko pogrąża się w mroku.
Na policzki wpełzł jej ciepły rumieniec. Zaklęła w myślach. Gdzie się podziała godność Lannistera?
– Każdy twój ruch w tańcu przypomina kroki lwa, pełne gracji, ciche i zaplanowane, stanowisz ideał do którego dążą wszystkie kobiety. Tylko na ciebie patrzy cała sala… – ostatnie zdanie wypowiedział szeptem.
Zadrżała, przegryzając wargę. Czuła spojrzenie tych pięknych oczu. Rozejrzała się i rzeczywiście ujrzała wpatrzone w siebie setki par oczu, niektórzy kryli się lepiej, inni gorzej. Wszyscy patrzyli na złotą damę i jej srebrnego księcia tak pięknych i olśniewających, jakby byli samymi bogami.
– Jesteś coraz lepszy w słowach – zauważyła. – Tygodnie spędzone nad poezją valyriańską nie idą na marne.
– Ty jednak powinnaś popracować nad komplementami, moja pani.
Zachichotała, odrzucając włosy. Zbliżyła się lekko.
– Twoje słowa urzekają mnie, przypominają pióra, gdy otrzymuję ich tak wiele, czuję się, jakbym mogła unieść skrzydła i w jednej chwili wznieść się do nieba.
– Pięknie – stwierdził z delikatnym śmiechem.
Prowadzili tę grę odkąd po raz pierwszy odwiedziła dwór. Królowa Rhaella kiedyś niezbyt dyskretnie przypomniała synowi, żeby skomplementował Cersei. Ten poszedł wówczas po linii najmniejszego oporu, a ona, wówczas jeszcze arogancka i bezczelna, jedynie uniosła brwi i spojrzała na niego z dezaprobatą.
– Nie tego się spodziewałam. Połowa prostaczków z Lannisportu potrafi bardziej wyszukanie chwalić psy za przeturlanie się.
Odkąd zamieszkała w Czerwonej Twierdzy próbował coraz to lepszych komplementów. Zdawało się, że podczas tych krótkich chwil rzeczywiście się cieszył jej towarzystwem. To był jednak jedyny przełom w ich znajomości i potem książę nie wykonał żadnego kroku. Chociaż i tak Cersei wiedziała, że poza królową nie było kobiety, która przeprowadziłaby tyle rozmów z Rhaegarem.
Mimo to tańczyła z nim prawie do godziny wilka, kiedy to wreszcie wrócili do stołów. Wypiła trochę, rozmawiając z księciem na niezbyt zobowiązujące tematy, aż w końcu kwadrans po odejściu Rhaelli, Cersei zdecydowała się wyjść.
– Odprowadzę cię – zaoferował Rhaegar.
Szli w milczeniu, dziewczyna rozkoszowała się ciepłem ramienia ukochanego. Zostawił ją tuż przed drzwiami Wieży Namiestnika, a w miejscu, którego dotykał, nadal czuła to przyjemne ciepło.
Wspięła się do komnat ojca. Gabinet urządził z typowym przepychem, lannisterskie barwy i lwie podobizny zdobiły całe pomieszczenie, a Tywin Lannister, Lew z Casterly Rock, siedział na samym środku. Na jego biurku leżał tylko jeden, zapisany skrawek pergaminu. Mężczyzna nie lubił bałaganu.
– Cersei, ufam, że spędziłaś ten czas z księciem?
– Gdy tylko mnie zostawiłeś, poprosił mnie do tańca. Nie odstępował mnie aż do drzwi wieży.
Tywin skinął głową. Długie, złote włosy migotały w świetle świec, a usiane złotymi plamkami oczy lustrowały ją na wylot. Tego spojrzenia lękali się wszyscy, każdy uciekał przed nim wzrokiem. Ona nie.
– Dobrze. Może jest jeszcze nadzieja.
Czyżby wątpił w jej urok? Niedoczekanie!
– Lord Whent urządza wielki turniej, nagrody są wyższe niż ostatnio w Lannisporcie. Zapewne przybędzie całe królestwo, może nawet ludzie z Dorne i Północy. Podczas uroczystego zakończenia książę Rhaegar ma ogłosić swoją narzeczoną. Król dał mu pod tym względem wolną rękę.
Jej serce zabiło gwałtownie.
– Obecnie masz tak naprawdę dwie rywalki. Elię Martell z Dorne i Lyannę Stark z Północy. Lysa Tully została wykluczona po tym skandalu z ciążą, lord Hoster co prawda upewnił się, że dziecko się nie urodzi, ale hańba pozostaje. Elia Martell jest chorowita, a jej dziewictwo można poddać w wątpliwość. O Lyannie Stark nie wiemy praktycznie nic. Wieści z Północy praktycznie nie docierają, nie słyszałem ani słowa przez te wszystkie lata. Obecnie przebywa z Amberly, a informacje są szczątkowe. Uważa się ją za dziką dziewczynę, uwielbiającą jazdę konną. To niebezpieczne połączenie, wiele dziewcząt krwawiło dla konia zamiast dla męża w noc poślubną, a skoro ma opinię dzikiej, można ją łatwo oskarżyć. Jak rozumiem twoja cnota jest nienaruszona?
Ciepło rozlało się w jej wnętrzu. Pomyślała o tych wszystkich nocach, gdy czuła Jaimego w sobie. Ojciec zmierzył ją spojrzeniem.
– Oczywiście! – odparła.
Zwlekała za długo. Lord Tywin zmarszczył czoło i zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
– Jesteś pewna?
Nie drgnęła.
– Tak, ojcze. Dlaczego miałabym nie być?
Tywin milczał chwilę.
– To dobrze – rzekł w końcu.
Oddychała płytko, zlana zimnym potem. Wiedziała, że jej nie uwierzył.
– Masz najlepszą reputację z tych wszystkich panien, za sześć miesięcy to może się przydać – kontunował. – W dodatku mamy najlepsze środki. To pomoże rozsiewać plotki. Postaraj się, aby żadna inna nie stała się lepszą alternatywą aż do końca turnieju. To wystarczy.
Zamarła i zbladła. Ona, Cersei Lannister, Światło Zachodu, Lwica z Casterly Rock, miała być mniejszym złem?!
– Jeśli ci się nie uda, również zamierzam ci znaleźć narzeczonego przed końcem turnieju. Póki co z zadowalających propozycji otrzymałem tylko jedną. Brandona Starka. – Wskazał na list. – Zostaniesz księżną, a potem królową albo panią zimnego zamku na krańcu świata. – Odprawił córkę ruchem dłoni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Serena Stark 1.2

Śmierć, która dzieli; śmierć, która łączy

Pozory mylą 10: Staruszka I