Pozory mylą 5: Oberyn I

Dolina okazała się zawodem równie wielkim, co Krainy Zachodu. Całkowicie monotonna, pełna pól i otoczona Górami Księżycowymi. Szare niebo przyprawiało go o melancholię, a lodowate temperatury i śnieg zniechęcały całkowicie do czegokolwiek. W dodatku Elia nie czuła się najlepiej. Już po kilku dniach kaszlała, jednak upierała się, aby kontynuować podróż.
– Och, naprawdę myślisz, że pozwolę ci się wymigać od zaręczyn, braciszku? Po moim trupie!
Oberyn również nie miał ochoty zostawać tu dłużej. Nic nie potrafiło zatrzymać jego zainteresowania na dłużej niż kilka minut. Jedyne miasto, Gulltown, nie miało żadnego charakteru. Owszem, widywał sporo ciekawych ludzi, ale raczej trzymali się własnego towarzystwa.
A potem było tylko gorzej. Nikt poza lordem Graftonem nie zaserwował mu czegokolwiek zjadliwego, potrawy były mdłe, wino przesłodzone aż rzygać mu się chciało, gdy zasiadał do stołu. Tęsknił za palącymi przyprawami Dorne.
Cieszył się, że przynajmniej zabrał Ellarię. Jego nowa faworyta okazywała się lekarstwem na wszelkie zło świata. I to nie tylko dzięki wybitnym umiejętnościom w łóżku, ale przede wszystkim słodkiemu, lecz śmiałemu usposobieniu.
Liczyli początkowo na znalezienie kogoś ładnego, jednak niemal każda kobieta w trakcie rozmowy ujawniała obrzydliwą cnotliwość. W dodatku zainteresowanych własną płcią lub wieloma osobami w łożu ze świecą tu szukać.
Spadkobierca Boltonów przebywający akurat w Redfort był kolejnym zawodem. Przystojny, uprzejmy, miły… niczym się nie wyróżniał. A słyszeli tyle opowieści o obdzieraniu ze skóry w lochach, kompletnym bezprawiu na ziemiach Dreadfort i lodowym spojrzeniu Roose’a Boltona.
Niektórzy twierdzili, że Orle Gniazdo było najpiękniejszym zamkiem w całym Westeros, przewyższającym nawet pod tym względem Wysogród. Oberyn z chęcią przyjrzałby mu się z bliska, obszedł każdy zakamarek zanim dokonałby sądu. Niestety trwała zima, więc lord Arryn przeniósł się do Księżycowych Bram, brzydkiego, szarego fortu bez jakichkolwiek wygód, wtajpiającego się w pobliskie góry. Widziany z tej odległości letni zamek prezentowało się ładnie, ale nie nadzwyczajnie.
Jon Arryn okazał się człowiekiem do bólu praktycznym. Wysoki i barczysty, pozbawiony kilku zębów i z gęstą brodą, grzecznie zaoferował im gościnę, ale nie interesowały go rozrywki. Przynajmniej jego zarządczyni, różowowłosa tyroshijka, zajęła się przygotowaniami do uczty.
Jego bratanek, a zarazem dziedzic, Elbert Arryn, był nudny jak cała dolina, przystojny, grzeczny, ale małomówny, posłuszny wujowi w dosłownie wszystkim. Oberyn już stwierdził, że go nie lubi.
– Wiesz, że to może być w przyszłości twój dobry brat? – powiedziała mu Ashara Dayne, gdy szli do komnat gościnnych. – Jest zaręczony z Catelyn Tully.
– Nie będzie nim – odparł Oberyn. – Nie zamierzam zgodzić się na małżeństwo z jakąś andalską panienką.
Dwóch wychowanków lorda Arryna, Robert Baratheon i Eddard Stark, nie mogłoby się bardziej od siebie różnić. Ten pierwszy wysoki, umięśniony i głośny, drugi niższy, smukły i całkiem spokojny. A jednak zaskakującą dobrze się dogadywali.
– Słyszałam plotki, jakoby Robert Baratheon planował zaręczyny z Lyanną Stark. Ale Eddard… On jest wolny, z wielkiego rodu… Matka nie mogłaby odmówić, a lord Stark nie powinien mieć nic przeciwko córce Dayne’ów dla drugiego syna – mówiła Ashara z zamyśleniem.
– Wszystko lepsze od Yronwooda – odparł Oberyn.
– Jakie mam szanse? Ellario?
– Wygląda na nieśmiałego. Jeśli go nie przestraszysz, padnie ci do stóp.
– Elio, pomożesz mi znaleźć odpowiedni strój na wieczór? Ładny, ale nie wyzywający… – gadała Ashara.
Okna w komnacie Oberyna zostały zasłonięte, a ogień rozpalony. Mimo to marzł w ciemności. Ellaria z zainteresowaniem błądziła wzrokiem po meblach, rozsiadając się wygodnie na łóżku. Tandetne ozdóbki wyglądały na wciśnięte raczej z obowiązku niż poczucia estetyki, a pokój wyglądał tak surowo, jak to możliwe.
Kilku barczystych służących bez wysiłku wniosło ich bagaże, lekkie, aby nie opóźniać jazdy. Jeden z nich zarumienił się pod wzrokiem Oberyna, co nie umknęło Ellarii. Uśmiechnęła się lekko.
W drzwiach pojawiła się zarządczyni, najbarwniejsza postać na całym dworze. Przystrojona w wielokolorowe, jaskrawe jedwabie i lemurze futra, z farbowanymi na różowo włosami i pełną delikatności radością stanowiła przeciwieństwo Księżycowych Bram.
– Mój książę, pani, liczę, że jesteście zadowoleni ze swoich pokoi – powiedziała słodkim głosem.
– Żadna pani, jestem tylko bękartem – mruknęła Ellaria, rozkładając się na łożu.
– A ja byłą niewolnicą. Nauczono mnie, że grzecznie jest tutaj mówić to ludzi pani – odparła nadal radośnie zarządczyni. – Nazywam się Trianna, w razie gdybyście czegoś potrzebowali, pytajcie o mnie. Lord Arryn to mężczyzna praktyczny, jednak postaram się zapewnić wam, co tylko będę w stanie.
– Na początek wystarczy dobry burdel – stwierdził Oberyn.
Kobieta skrzywiła się lekko.
– Niestety w tych okolicach ciężko o dobry przybytek. Lord Baratheon najczęściej wybiera się do Czerwonego Pałacu w pobliskiej wiosce, jednak obsługują tam wyłącznie mężczyzn. Wybór dziewcząt jest całkiem dobry, jednak chłopców przyjmuje tylko dwóch. Możesz tam iść, mój książę, jednak twoja faworyta nie znajdzie tam przyjemności – wytłumaczyła przepraszająco Trianna.
– Północ jest okropna – stwierdziła Ellaria.
– Niestety… W Wolnych Miastach gospodarze przysyłają gościom najpiękniejszych niewolników w ramach powitania. Mam wrażenie, że im więcej czasu spędzam w Westeros, tym mniej je rozumiem.
– Więc co się tu trzyma? – zapytał Oberyn. Gdy jemu nie podobało się dane miejsce, po prostu wyjeżdżał.
– Miłość! – zaświergotała.
– Do…?
Spuściła wzrok i spojrzała na księcia spod rzęs.
– Do ser Elberta – wyszeptała.
Jak na kobietę, która pełniła tak ważną funkcję w kraju zdominowanym przez mężczyzn, była zbyt zmienna w swojej śmiałości. W jednej chwili całkowcie pewnie opowiadała o burdelach, chwilę później peszyła się na samą wzmiankę o miłości. Czyżby bała się uczuć?
– Odwzajemniona? – dopytywała Ellaria.
– Na całe szczęście! Wiem, że mnie kocha. Ale to mężczyzna obowiązku i ożeni się z Catelyn Tully, jeśli tak nakaże lord Jon.
Jak ktoś zdradzający informacje o życiu uczuciowym dziedzica swego lorda nowo poznanym osobom mógł zostać zarządcą wielkiego zamku? Czyżby zdobyła pozycję poprzez łóżko? Jeśli tak, musiała mieć wybitne umiejętności.
Jednak to nie miało sensu. Zarządca to kiepska pozycja dla kochanki. Dawało to władzę, ale wiązało się z ogromem pracy. Mimo to, chciał ją sprawdzić.
– Twierdzisz, że zrobisz wszystko, abyśmy poczuli się dobrze w tym zamku. To, czego nam brakuje to partner do łóżka. Rozwiążesz to? – zapytał kpiąco.
Podniosła wzrok. To spojrzenie sprawiło, że on, Czerwona Żmija z Dorne, zapragnął się odsunąć. Błękitne oczy przypominały odłamki lodu, tak zimne, że aż parzące. Zdawało się, że powoli wypala w nim dziurę, a ostre odłamki szkła wbijają się w ranę.
– Jeśli tego sobie życzysz, mogę zaoferować swoje usługi – powiedziała gładko.
Uśmiech, który nie schodził z twarzy Trianny, nadawał jej wygląd drapieżnika, rozkoszującego się tą chwilą nim rozszarpie gardło ofiary. Oberyn roześmiał się.
– Z chęcią je przyjmiemy, moja pani – odparł, nie mając pojęcia, co robi.
– Teraz czy po uczcie? Mam obowiązek dopilnować przygotowań, ale oczywiście mogę część zadań zlecić służącym – świergotała.
– Poczekamy – rzekła Ellaria. – Tymczasem możesz przysłać tu tego piegowatego tragarza…
– Jak sobie życzysz, moja pani! – Zarządczyni wyszła szybkim krokiem, pozostawiając po sobie dziwną pustkę w szarym pomieszczeniu.
Oberyn uniósł brwi.
– Wiesz, że on raczej nie wydawał się tobą zainteresowany? – spytał Ellarię.
– Ale to pierwszy ładny facet, któremu się podobasz, w tym okropnym kraju! Nie możesz przepuścić takiej szansy. A ja pójdę pomóc Asharze złapać jej wilka.
– Jak miło, że o mnie dbasz… – stwierdził.
– Nie ma za co. Może już niedługo nie będę miała cię tylko dla siebie? A jeśli uroki Lysy Tully okażą się silniejsze od moich?
– Uroki? U Andala? Chyba żartujesz… Te dziewczynki tylko szyją, śpiewają i powtarzają wyuczone komplementy. Ja pragnę kobety z krwi i kości… Żywej, nie zrobionej z porcelany.
Ich usta złączyły się w gwałtownym pocałunku. Przerwało go pukanie do drzwi.
– Powodzenia! – rzuciła Ellaria na odchodne.

Robett okazał się chętnym i utalentowanym kochankiem. Nie trzeba go było długo przekonywać, aby rozebrał się przed Oberynem i z energią odwzajemniał wszelkie pocałunki. Olbrzymie mięśnie i gęste owłosienie okazało się równie podniecające, co jędrne piersi Ellarii, a w samotności jego nowy kochanek całkowicie wyzbył się nieśmiałości.
Niestety wszystko, co piękne, kiedyś musiało się skończyć i także Oberyn musiał się ubrać na ucztę. Mógłby się spóźnić, ale powrót Ellarii niespecjalnie spodobał się Robettowi. Książę zdecydował się na skromne, ale grube szaty w kolorze soku cytrynowego i brudnopomarańczowe spodnie, które dostał od Elii. Musiał przyznać, że węże wyszyte na dole nogawek w skromny wzór wyglądały naprawdę ładnie, chociaż z daleka były prawie niewidoczne.
Gdy uznał, że nic więcej nie musi robić, aby wyglądać pięknie, wyszedł w końcu ze swoją kochanką, ubraną w czerwoną suknię, przy ziemi przechodzącą w żółć. Żadne z nich za nią nie przepadało, ale stanowiła najlepszą osłonę przed mrozem Doliny ze wszystkich ubrań, które przywiozła.
Elia jednak nie wyglądała dobrze. Zbladła i poruszała się niczym zmęczona życiem staruszka, a jej oczy błyszczały w ten okropny sposób, jak zawsze, gdy chorowała. Ale nic nie powiedział. Wiedział, że nie chciała okazywać słabości przed lordem Arrynem.
Ashara za to wprost promieniała. Bladofioletowa suknia sprawiała, że ametystowe oczy dziewczyny jeszcze bardziej się wybijały. Długie, czarne loki opadały aż do pasa, a nietypowo blada dla dornijki twarz ukazywała rysy Valyrian. Nic dziwnego, że uważano ją za najpiękniejszą w królestwie. Z łatwością uwiedzie tego swojego Starka.
– Prześliczne spodnie, Oberynie – stwierdziła z uśmiechem Elia. – Skąd je masz?
– Ah, nie wiem, nie pamiętam, przykro mi – odparł, wzdychając teatralnie.
Ruszyli na ucztę i Oberyn aż wytrzeszczył oczy. Nigdy nie widział równie surowej sali bankietowej. Szare ściany z cegieł, brak jakichkolwiek ozdób. Całe szczęście, sama organizacja nadrabiała za miejsce. Dziesiątki potraw rozstawiono na stołach: ciasto cytrynowe, jajecznicę ze smoczą papryczką, młode jagnię w sosie grzybowym, ryby smażone, wędzone, nóżki w galarecie, ślimaki i małże podane na podłużnych talerzach, a także pieczone ziemniaki, kaczkę nadziewaną jabłkiem i schab podany z marchewką i bazylią. Wszystkie te piękne zapachy unosiły się po całej sali.
Zasiedli do stołu, a stado służących natychmiast podbiegło, z przeróżnymi trunkami na rękach. Wina z Dorne i Arbor, tutejszy miód i kozie mleko, z niezrozumiałych powodów bardzo popularne w Dolinie. Oczywiście wybrał pierwszy z tych trunków, zamiast żałosnych, bezsmakowych wyrobów północnych.
Muzyka zaczęła grać. Oberyn mgliście pamiętał głos minstrela, nazywał się bodajże Dandelion i słynął z liczby kochanek, która niemal dorównywała Oberynowi mimo młdoego wieku. I, co najgorsze, niemal wszystkie kobiety w pomieszczeniu wpatrywały się w niego żarłocznie. A przy tym nie wydawał się zainteresowany własną płcią!
Przynajmniej Ellaria wydawała się z niego zadowolona. Tego wieczoru mieli co prawda skosztować tyroshijki, ale Oberyn nie wątpił, że jego kochanka i tak znajdzie drogę do łóżka tego mężczyzny. Wolałby być z nią, ale doceniał, że przynajmniej wcześniej o niego zadbała.
Ashara Dayne z delikatnym uśmieszkiem czarowała młodego Eddarda. Wilczek rumienił się jak dziewica. Zapewne nigdy jeszcze nie dotknął kobiety. Oberyn mu współczuł. Zmarnował już zbyt wiele lat.
Trianna snuła się po sali, w swych kolorowych szatach. Od czasu do czasu szeptała coś służącym. Wzrok Elberta Arryna cały czas za nią podążał. Mężczyzna jadł dużo, nie spoglądając nawet, co sobie nakłada. Kielicha też nie oszczędzał, a posłuszne służki dolewały mu coraz więcej czarnego napoju.
Robert Baratheon zachwalał głośno tyłek jednej z dziewek, a Jon Arryn zaczął niezobowiązującą rozmowę z Elią. Oberyn nudził się, szczególnie, że Ellaria poszła czarować swojego barda. Ale nie zwracał na to uwagi, czekał na nadejście nocy.
Gdy dzwony wybiły północ, a Elia i Jon Arryn już dawno wrócili do zaciszka komnat, Ellaria wróciła do niego wraz z Trianną. Udali się w trójkę do sypialni, zostawiając Asharę flirtującą ze Starkiem, Baratheona, który zabawiał się piersiami rudej służki i śpiącego na stole Elberta.
I musiał przyznać, że ta noc, spędzona z ukochaną Ellarią i dziwną zarządczynią, zapadła mu w pamięć do końca życia. I chyba nigdy jeszcze nikt go tak nie zdominował, jak ta kobieta. I nikt nie zdominował Ellarii tak, jak Trianna z Tyrosh.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Serena Stark 1.2

Śmierć, która dzieli; śmierć, która łączy

Pozory mylą 10: Staruszka I